2009
Żyjmy własnym życiem
Maj 2009 r.


Żyjmy własnym życiem

Słuchając proroków, zachowując wieczną perspektywę, mając wiarę i będąc radośni, możemy stawić czoła nieoczekiwanym, życiowym wyzwaniom.

Obraz
Elder Steven E. Snow

Nasza siostrzenica Lachelle, podczas wczesnych lat życia, spędzała poranki ze swą babcią. Łączyła je specjalna więź, która powstała w czasie spędzonych razem godzin. Lachelle wkrótce skończyła pięć lat i przygotowywała się do rozpoczęcia nauki w szkole. W czasie ostatniego wspólnego poranka babcia Squire czytała swej wnuczce opowiadania i bujała ją na wielkim bujanym fotelu. „Dobrze się razem bawiłyśmy, Lachelle — zwróciła się do niej — a teraz nadszedł czas, abyś poszła do szkoły. Tak bardzo cię kocham; co ja teraz zrobię bez ciebie?”

Z mądrością przekraczającą jej pięć lat, Lachelle spojrzała swymi wielkimi, brązowymi oczami na swą babcię. „Ależ babciu — zaprotestowała — już czas, żebym żyła dalej własnym życiem”.

To jest dobra rada dla nas wszystkich. My też potrzebujemy „żyć dalej własnym życiem”. Większość z nas nie poszukuje ani nawet nie oczekuje dramatycznych zmian. Jednak zmiana jest zasadniczą częścią doświadczenia życiowego.

Kiedy odbywamy naszą ziemską podróż, wiele z tych zmian następuje w sposób naturalny. Nasze życie zmienia się, kiedy rozwijamy się od dzieciństwa, przez młodość do dorosłego i w końcu starszego wieku. Czas szkolny, misja, małżeństwo, praca i emerytura — wszystko to stanowi przykład znaczących zmian.

Zbyt często ociągamy się, gdy trzeba wejść w następny etap i zapoczątkować następną zmianę. Może zbytnio cenimy wygodę, czujemy się przerażeni czy też brak nam wiary. Kolana babci są często wygodniejsze niż trudy przedszkola. Piwnica naszych rodziców z mnóstwem gier video, może nas pociągać bardziej niż college, małżeństwo czy kariera.

W jaki sposób możemy najlepiej przygotować się na zmiany, którym nieuchronnie musimy stawić czoła, gdy idziemy przez życie?

Po pierwsze, podążajcie za prorokami. Słuchajcie rady Braci i postępujcie zgodnie z nią. Prorocy często podnoszą głos, ostrzegając, ale również dają pewne pragmatyczne rady, aby pomóc nam przetrwać życiowe burze. Na początku Nauk i Przymierzy Pan przypomina nam: „Co sam rzekłem, lub co powiedzieli moi słudzy, bowiem jest to jedno” (NiP 1:38). Prorocy pomagają nam zmierzyć się ze zmianami i wyzwaniami, które stale napotykamy. Znana piosenka z Organizacji Podstawowej „Follow the Prophet” przypomina nam o tej ważnej zasadzie: „Możemy otrzymać wskazówki na całą naszą drogę, jeśli zważamy na proroków — podążaj za tym, co mówią” (Children’s Songbook, str. 111).

Po drugie, patrzcie na życie z perspektywy wieczności. Zrozumcie, że zmiany i wyzwania są częścią planu Boga. To życie doczesne jest z założenia czasem prób i czasem, aby można było zobaczyć, „czy [wykonamy] wszystko, co im Pan, ich Bóg nakaże” (Abraham 3:25). Kiedy idziemy przez życie, aby wypróbować swą zdolność do korzystania z danej przez Boga wolnej woli, przechodzimy, jako śmiertelnicy, przez serię zmian i wyzwań, prób i pokus. Tylko wtedy jesteśmy odpowiednio wypróbowani.

W 2 Nefim czytamy: „Oto trzeba, aby wszystko miało swoje przeciwieństwo. Gdyby było inaczej, […] sprawiedliwość nie mogłaby istnieć, ani nieszczęście; ani świętość, ani żałość grzesznika; ani dobro, ani zło” (2 Nefi 2:11).

Życiowe zmiany i wyzwania zapewniają nam możliwość wzrastania, kiedy korzystamy z naszej wolnej woli przy podejmowaniu prawych decyzji.

Po trzecie, miejcie wiarę. Prezydent Gordon B. Hinckley zachęcał członków Kościoła, aby szli naprzód z wiarą (zob. „God Hath Not Given Us the Spirit of Fear”, Ensign, paźdz. 1984, 4). Kiedy codziennie stawiamy czoła światu pełnemu rzeczy negatywnych, strach czy wręcz przerażenie mogą zagościć w naszych sercach. Prezydent Thomas S. Monson doradzał nam, żeby „wiara i wątpliwości nie gościły w jednym umyśle w tym samym czasie, bo jedno przeciwstawia się drugiemu” („Come unto Him in Prayer and Faith”, Liahona, marzec 2009, 6). Moroni nauczał, że „bez wiary nie ma nadziei” (Moroni 7:42). Musimy rozwijać wiarę, aby podjąć wyzwania i zmiany życiowe. W ten sposób uczymy się i rozwijamy.

Po czwarte, bądźcie radośni. Wielu z naszych członków na całym świecie zmaga się z wyzwaniami ekonomicznymi i nie tylko. W takich czasach łatwo czuć się przygnębionym i zapomnianym. We wczesnych, trudnych czasach Kościoła, Pan doradzał, aby Święci byli szczęśliwi: „A teraz, zaprawdę, powiadam wam, a co mówię do jednego, to mówię do wszystkich, bądźcie dobrej myśli, małe dzieci; bowiem jestem wśród was i nie poniechałem was” (NiP 61:36).

W swoim ostatnim przemówieniu konferencyjnym, sześć miesięcy temu, Starszy Joseph B. Wirthlin nauczał jak reagować na przeciwności. Oto jedna z jego rad: „Następnym razem, kiedy odczujecie pokusę, by jęczeć, spróbujcie się zaśmiać. Przedłuży to wasze życie i sprawi, że życie otaczających was osób będzie radośniejsze”. („Będzie, co ma być, więc pokochaj to”, Liahona, list. 2008, 27). Śmiech i poczucie humoru, mogą wyrównać wyboje w czasie życiowej podróży.

Byłoby miło, gdybyśmy mogli przewidzieć wszystkie zmiany, jakie wydarzą się w ciągu naszego życia. Czasem widzimy, jak się zbliżają. Z pewnością wszyscy mężczyźni Święci w Dniach Ostatnich, są nauczani, aby przygotowywali się do pełnoetatowej misji, doświadczenia, które odmienia życie. Każdy godny młody dorosły stanu wolnego rozumie wagę wyboru małżonka i zapieczętowania w świętej świątyni. Wiemy, że te zmiany nadchodzą i możemy się na nie przygotować. Lecz, co ze zmianami, które spadają na nas niespodziewanie? Są to zmiany, nad którymi pozornie nie mamy kontroli. Kryzys gospodarczy, bezrobocie, odbierająca sprawność choroba czy wypadek, rozwód oraz śmierć są przykładami zmian, których nie oczekujemy, nie przewidujemy i nie chcemy. W jaki sposób możemy poradzić sobie z tak nieoczekiwanymi komplikacjami naszej życiowej podróży?

Odpowiedź jest ta sama. Słuchając proroków, zachowując wieczną perspektywę, mając wiarę i będąc radośni, możemy stawić czoła nieoczekiwanym, życiowym wyzwaniom i „żyć dalej własnym życiem”.

Życie pionierów to doskonały przykład, jak powinniśmy przyjmować zmiany i przezwyciężać wyzwania i trudności.

Robert Gardner jun. został ochrzczony w Kościele w styczniu 1845 r., w zamarzniętym stawie, w puszczy, we wschodniej Kanadzie. Wierny i pracowity, postanowił razem ze swoją rodziną udać się do Nauvoo i po wielu trudnościach, w październiku 1847 roku, przybyli do Doliny Jeziora Słonego. Po przybyciu do doliny rozbili obóz w miejscu zwanym Old Fort, oddalonym o kilka przecznic od obecnego Centrum Konferencyjnego. W historii spisanej jego ręką, zapisał: „Wyprzągłem woły, usiadłem na uszkodzonym wozie i powiedziałem, że nie wytrzymałbym kolejnego dnia podróży” („Robert Gardner jun. Self History and Journal”, Biblioteka Historii Kościoła, 23).

Rozpoczynając od niczego, Robert zaczął organizować nowe życie sobie i swej rodzinie. Pierwsze lata były ciężkie, ale stopniowo zaczęło się poprawiać, kiedy wraz ze swym bratem Archibaldem zaczęli budowę młynów nad rzekami Mill Creek i Jordan. Kilka lat później cierpiał, kiedy szczęście go opuściło. Woda napędzająca jego młyn zmieniła bieg, sprawiając, że jego strumień wysechł. Niepowodzeniem okazała się budowa dziesięciokilometrowego kanału.

Wracając do jego historii: „Kiedy doprowadziłem wodę do Mill Creek, nie mogłem sprawić, by płynęła przez kanał, gdyż biegł on u podnóża góry po stokach okolicznych wzgórz i przez doliny. To niepowodzenie sprawiło, że straciłem cały plon, a mój młyn nie działał. Moje zapasy skończyły się, a ja byłem bankrutem” („Robert Gardner jun. Self History and Journal”, 26).

Jeśli to nie było dostateczną próbą, to w następnym zapisie swojej historii informuje nas, że został powołany na misję w Kanadzie. Kilka miesięcy później wyjechał z grupą misjonarzy, podróżujących, z ręcznymi wózkami, a potem parostatkiem i koleją do swego miejsca służby.

Ukończył tę misję, powrócił do rodziny i dzięki ciężkiej pracy i pilności, jeszcze raz spróbował i stanął na własnych nogach.

Kilka lat później Brat Gardner spotkał się z przyjaciółmi na swej farmie w Millcreek w Dolinie Jeziora Słonego. Ktoś powiedział: „Cieszę się widząc, jak poradziłeś sobie z bankructwem. Masz niemal taki majątek, jak przed tym, zanim straciłeś swój dobytek i wyjechałeś na misję”.

Oto zapis w historii Roberta: „Moja odpowiedź brzmiała: ‘Tak, byłem kiedyś zamożny i to wszystko straciłem, i niemal obawiam się kolejnego powołania [na misję]’. Rzeczywiście, kilka godzin później jeden z moich sąsiadów, który był na spotkaniu w Salt Lake City, przyszedł i powiedział mi, że moje nazwisko było pośród powołanych dzisiaj na misję, by podążyć na południe, zbudować nowe siedliska i uprawiać bawełnę. Mieliśmy zacząć natychmiast”.

Zapisał: „Rozejrzałem się i splunąłem, zdjąłem kapelusz, podrapałem się [w głowę], pomyślałem i powiedziałem: ‘W porządku’” (Robert Gardner jun. Self History and Journal”, 35; kursywa dodana).

Robert Gardner wiedział, co to znaczy zmagać się ze zmianami w życiu. Podążał za radą Braci, przyjmując powołania, by służyć, nawet gdy nie było mu to na rękę. Wykazał się wielką miłością do Pana, nieugiętą wiarą połączoną z niesamowitym poczuciem humoru i łagodnością. Robert Gardner Jun. stał się jednym z najważniejszych pionierów kolonizujących południową część stanu Utah. On i niezliczeni pionierzy, jemu podobni, dają nam inspirację, aby znosić i podejmować bez strachu wiele zmian i wyzwań pojawiających się w naszym życiu. Modlę się o to, abyśmy byli odważni i wierni, gdy „żyjemy dalej własnym życiem”, w imię Jezusa Chrystusa, amen.