2006
Twoja misja zmieni wszystko
Maj 2006


Twoja misja zmieni wszystko

Przyjdźcie i bądźcie cząstką tego najwspanialszego z pokoleń misjonarzy, jakie świat kiedykolwiek poznał.

Już rok upłynął od czasu, kiedy otrzymałem poparcie podczas konferencji generalnej. Jestem wdzięczny za ten rok oraz wszystko to, czego doświadczyłem. Kocham Pana i jestem wielce wdzięczny za Jego ofiarę i Jego ewangelię. Kocham Prezydenta Hinckleya i popieram go jako proroka Pana na tej ziemi. Wraz z wiernymi Świętymi, gdziekolwiek się znajdują, świadczę o prorokach i apostołach naszych czasów i ślubuję poświęcić swe życie dla Jego sprawy.

Kilka lat temu przeprowadzałem wywiady z misjonarzami. Kiedy przybyli na nasze spotkanie, rozpętała się burza śnieżna i trwała ona przez cały dzień. Grad padał na zmianę ze śniegiem. Kilku misjonarzy przyjechało pociągiem z pobliskich miast i szło do kościoła w tę burzę. Inni przyjechali na rowerach. Prawie wszyscy byli pogodni i szczęśliwi. Byli oni misjonarzami Pana. Mieli Jego Ducha i odczuwali radość, służąc Mu, niezależnie od okoliczności.

Nigdy nie zapomnę tego widoku, kiedy pary misjonarskie, które zakończyły wywiady, szły z powrotem w burzę, aby głosić ewangelię i robić to, do czego Pan ich powołał. Widziałem ich zaangażowanie i poświęcenie. Czułem, że mają miłość do ludzi i Pana. Kiedy patrzyłam, jak wychodzą, czułem przemożną miłość do nich i tego, co robią.

Później, tego wieczoru wziąłem udział w spotkaniu kapłańskim w tym samym mieście. Burza trwała nadal i teraz niosła obfite opady śniegu. Podczas śpiewania hymnu na rozpoczęcie do kaplicy przyszedł prezydent najmniejszej i najbardziej oddalonej gminy oraz jego dwaj doradcy, misjonarze, Starszy Warner i Starszy Karpowitz. Przygotowując się do zajęcia miejsc, ci dwaj cudowni misjonarze zdejmowali swe zimowe czapki i rękawiczki. Zdjęli wierzchnie okrycia. Następnie każdy z nich zdjął drugie zimowe okrycie, po czym usiedli. Podobnie jak misjonarze, których spotkałem wcześniej, byli oni szczęśliwi pomimo złej pogody. Czuli w swym życiu Ducha Pana. Dzięki służbie dla sprawy Pana odczuwali niezachwianą miłość, ciepło i radość, których nie sposób opisać.

Kiedy obserwowałem, tego wieczoru, tych wspaniałych młodych misjonarzy, miałem znamienne doświadczenie. Oczami wyobraźni ujrzałem misjonarzy z całej misji, którzy wychodzą w ten zimowy wieczór. Niektórzy pukali do drzwi i spotykali się z odmową, gdy starali się nauczać ewangelii Jezusa Chrystusa. Niektórzy byli w domach i mieszkaniach, nauczając ewangelii pojedyncze osoby i całe rodziny. Na przekór warunkom, jakim stawiali czoło, robili to, co mogli, aby nauczać ewangelii Jezusa Chrystusa tych, którzy słuchali, i byli oni szczęśliwi. Do mego serca przyszło uczucie, którego nie umiem w pełni wyjaśnić.

Poprzez cudowny dar Ducha odczułem Jego miłość, czystą miłość Chrystusową, którą żywi On do wiernych misjonarzy, gdziekolwiek oni są, i to odmieniło mnie na zawsze. Zrozumiałem, jak cenny jest dla Niego każdy misjonarz. Olśniło mnie, że to właśnie ich opisywali prorocy jako najwspanialsze z pokoleń misjonarzy, jakie kiedykolwiek poznał świat (zob. M. Russell Ballard, „Najwspanialsze pokolenie misjonarzy”, Liahona, list. 2002, 47). Zacząłem rozumieć, dlaczego potrzebne było podniesienie poprzeczki tak, aby wszyscy misjonarze byli uprawnieni do opieki, prowadzenia i szczęścia, które towarzyszy Duchowi Pana. Zacząłem także rozumieć, dlaczego — jako rodzice, biskupi, prezydenci palików oraz inni przywódcy — musimy robić wszystko, co w naszej mocy, aby pomóc młodym ludziom z Kościoła, by stali się godni błogosławieństwa służby na misji.

Prezydent Hinckley, mówiąc o swoich misjonarskich doświadczeniach, opisał, co dzieje się z sercem każdego z misjonarzy, którzy powierzyli swe życie i pracę Panu. Było to na początku misji i był zniechęcony. Praca była ciężka, a ludzie nieprzychylni. Jednakże przyszedł czas, kiedy zniechęcenie zmieniło się w zaangażowanie. W jego przypadku początkiem stał się list od ojca, w którym przeczytał: „Drogi Gordonie, otrzymałem twój list. […] Mam tylko jedną propozycję: Zapomnij o sobie i weź się do pracy”. Mówiąc o tym, co wydarzyło się potem, powiedział: „Upadłem na kolana w tej małej sypialni […] i przyrzekłem, że będę starał się oddać się Panu.

Cały świat zmienił się. Mgła podniosła się. W moim życiu zajaśniało słońce. Miałem nowe zainteresowania. Dostrzegłem piękno tego kraju. Dostrzegłem wspaniałość tych ludzi. […] Wszystko, co było dobre i zdarzyło mi się od tamtego czasu, było następstwem tej decyzji, którą podjąłem w tym małym domku” (w: Mike Cannon, „Missionary Theme Was Pervasive during Visit of President Hinckley”, Church News, 9 wrzes. 1995, 4).

Prezydent Hinckley mówił dalej: „Chcesz być szczęśliwy? Zapomnij o sobie, zatrać się w tej wielkiej sprawie i ukierunkuj swe wysiłki, aby pomagać ludziom” (w: Church News, 9 wrzes. 1995, 4).

Każdego młodego mężczyznę zapytam: „Czy chcesz być szczęśliwy?” Jeśli tak, przyjdźcie i dołączcie do nas, do 52 tysięcy rosnących w siłę i liczących się, i służcie swym bliźnim jako misjonarze Pana. Zobowiążcie się do tego, że oddacie Panu dwa lata swego życia. To odmieni wszystko. Będziecie szczęśliwi. Mgła podniesie się. Pokochacie kulturę i ludzi, do służenia którym zostaniecie powołani. Praca będzie trudna, lecz w miarę jak będziecie służyć, pojawi się wielka satysfakcja i radość. Jeśli będziecie wierni podczas swej misji i po niej, spojrzycie na swoje życie i powiecie wraz z Prezydentem Hinckleyem: „Wszystko, co było dobre i wydarzyło mi się od tamtego czasu, było następstwem tej decyzji, że będę służyć na misji i oddam swe życie Panu”.

Prezydent Hinckley przypomniał nam, że nie tylko młodzi starsi są uprawnieni do otrzymania tych błogosławieństw. Pary służą cudownie i są bardzo potrzebne. Młode siostry nie są zobowiązane, lecz Prezydent powiedział: „Potrzebujemy trochę młodych kobiet. Wykonują one niezwykłą pracę” („Do biskupów w Kościele”, Ogólnoświatowe szkolenie przywódców, 19 czerwca 2004, 27). Wiemy również, że są tacy, którzy ze względu na stan zdrowia lub inne okoliczności są honorowo zwolnieni ze służby. Kochamy ich i wiemy, że nasz Ojciec Niebieski udzieli im błogosławieństw, które zrekompensują im to w ich życiu, w miarę jak służyć oni będą w inny sposób i będą żyć wiernie.

Rok temu Starszy Ballard poprosił, by rodzice, biskupi i prezydenci gmin współpracowali i pomagali co najmniej jednemu młodemu mężczyźnie, oprócz tych, którzy byli normalnie przygotowywani do służby, aby stał się godny i został powołany z każdego okręgu i gminy Kościoła (zob. „Jeszcze jeden”, Liahona, maj 2005, 71). Wielu odpowiedziało. Jako przywódcy wszyscy powinniśmy ponownie zobowiązać się do tego, że spełnimy tę natchnioną prośbę.

Bracia i siostry, wielu dobrych biskupów od dawna robi to, o co poprosił Starszy Ballard. Trzydzieści sześć lat temu Biskup Frank Matheson zadzwonił do mojego domu i zaprosił mnie do swego biura. Ze względu na to, co działo się na świecie, liczba misjonarzy, których można było wysłać z każdego okręgu, była ograniczona, lecz pojawiły się dodatkowe możliwości, a jego obowiązkiem było zarekomendowanie o jednego misjonarza więcej. Powiedział mi, że modlił się wraz ze swymi doradcami i odniósł wrażenie, że teraz nadszedł czas, kiedy Pan chce, bym służył na misji. Byłem oszołomiony. Nigdy przedtem nikt nie powiedział mi, że Pan chce, abym coś zrobił. Poczułem Ducha Pana, który świadczył mi o tym, że powinienem jechać i że powinienem jechać teraz. Powiedziałem do biskupa: „Jeśli Pan chce, bym służył na misji, pojadę”.

Wszystko się u mnie zmieniło. Mgła naprawdę podniosła się, a do mojego życia przyszły szczęście i radość. W taki czy inny sposób, każda dobra rzecz, która przydarzyła mi się od tego dnia, była następstwem uczynionego przeze mnie zobowiązania, że będę służyć Panu i Jego dzieciom, i poświęcę dwa lata swego życia, by Mu służyć.

Powtarzam: Przyjdźcie i dołączcie do nas. Przyjdźcie i bądźcie czyści. Przyjdźcie i bądźcie szczęśliwi. Przyjdźcie i doświadczcie każdej rzeczy, o której Pan mówił, że jest „najcenniejszą” (NiP 15:6) dla was w tym okresie waszego życia. Przyjdźcie i bądźcie cząstką tego najwspanialszego z pokoleń misjonarzy, jakie świat kiedykolwiek poznał.

To jest praca Pana. Nasz Ojciec w Niebie żyje i Jego Syn, Jezus Chrystus, przewodzi tej pracy i kieruje nią w dniach dzisiejszych. Świadczę o tym w imię Jezusa Chrystusa, amen.