Ogólnoświatowe uroczyste spotkania
Abyśmy potrafili nie „cofnąć się” (NiP 19:18)


Abyśmy potrafili nie „cofnąć się” (NiP 19:18)

Uroczyste spotkanie KSE dla Młodych Dorosłych • 3 marca 2013 r. • Uniwersytet Arlington w Teksasie

Jestem wdzięczny, że mogę brać udział w tym uroczystym spotkaniu z młodzieżą Kościoła z całego świata. Kocham was i dziękuję za tę możliwość wspólnego oddawania czci.

Susan przemawiała i świadczyła o ważnych prawdach. Każdy z nas będzie błogosławiony oraz wzmocniony, jeśli będziemy stale stosowali jej nauki w naszym codziennym życiu. Susan jest godną kobietą, wybraną damą i miłością mojego życia.

Rozmyślałem i szczerze pytałem naszego Niebiańskiego Ojca, jak najlepiej mogę wam służyć tego wieczora. Modlę się, aby moc Ducha Świętego była z każdym z nas — byśmy mogli zrozumieć to, co powinniśmy zrozumieć, poczuć to, co powinniśmy poczuć i nauczyć się tego, czego powinniśmy się nauczyć, abyśmy mogli czynić to, co powinniśmy i w końcu stać się takimi, jak pragnie Pan.

Oddany uczeń i przykład nie cofania się

Starszy Neal A. Maxwell był ukochanym uczniem Pana Jezusa Chrystusa. Przez 23 lata, od 1981 do 2004 roku, służył jako członek Kworum Dwunastu Apostołów. Duchowa moc jego nauk i przykład wiernego ucznia w cudowny sposób błogosławiły i nieustannie błogosławią członków przywróconego Kościoła Zbawiciela i ludzi na całym świecie.

W październiku 1997 roku razem z Siostrą Bednar gościliśmy na Uniwersytecie Brighama Younga Starszego i Siostrę Maxwell. Starszy Maxwell przybył, aby przemawiać do studentów, nauczycieli akademickich i pracowników na uroczystym zebraniu. Wszyscy na uczelni ochoczo oczekiwali jego wizyty i rzetelnie przygotowywali się na odbiór jego przesłania.

Wcześniej tego samego roku Starszy Maxwell przeszedł trwającą 46 dni i nocy wyczerpującą chemioterapię z powodu białaczki. Zaraz po zakończeniu leczenia i powrocie ze szpitala przemawiał krótko podczas kwietniowej konferencji generalnej Kościoła. Jego rehabilitacja i dalsze leczenie przebiegały pomyślnie w ciągu kolejnych wiosennych i letnich miesięcy, jednak jego sprawność psychiczna i witalność nie były ograniczone, kiedy przyjechał do Rexburga. Po powitaniu Starszego i Siostry Maxwell na lotnisku, Susan i ja zawieźliśmy ich do naszego domu na odpoczynek i lekki posiłek przed spotkaniem.

Podczas jednej z naszych rozmów tego dnia zapytałem Starszego Maxwella o to, czego nauczył się ze swojej choroby. Zawsze będę pamiętał jego precyzyjną i głęboką odpowiedź. „Dave — powiedział — nauczyłem się, że nie cofanie się jest ważniejsze od przetrwania”.

Jego odpowiedzią na moje pytanie była zasada, której dogłębne zrozumienie zdobył poprzez osobiste doświadczenia, jakie przeżył podczas swej chemioterapii. Kiedy Starszy Maxwell jechał wraz z żoną do szpitala w styczniu 1997 roku, w dniu, kiedy miał rozpocząć swój pierwszy cykl terapii, stanęli na parkingu, aby spędzić chwilę sam na sam. Starszy Maxwell „westchnął głęboko i spojrzał na [swoją żonę]. Sięgnął po jej dłoń i powiedział: [...] ‘Po prostu nie chcę się poddać’” (Bruce C. Hafen, A Disciple’s Life: The Biography of Neal A. Maxwell [2002], str. 16).

W swoim przesłaniu na konferencji generalnej w październiku 1997 zatytułowanym „Korzystając z zadość czyniącej krwi Chrystusa” Starszy Maxwell nauczał z wielką wiarygodnością: „Kiedy stawiamy czoła naszym własnym [...] próbom i cierpieniom, my również możemy prosić Ojca, tak jak to robił Jezus, ‘abyśmy nie […] cofnęli się’ — w znaczeniu wycofać się lub uciec (NiP 19:18). Nie cofanie się jest ważniejsze od przetrwania! Co więcej, picie z czary goryczy, nie stając się zgorzkniałymi, również jest częścią naśladowania Jezusa” (Ensign, listopad 1997, str. 22).

Odpowiedź Starszego Maxwella na moje pytanie spowodowała, że pomyślałem o naukach Starszego Orsona F. Whitneya, który również służył w Kworum Dwunastu Apostołów: „Żaden ból, jaki znosimy, żadna próba, przez którą przechodzimy, nie jest na próżno. Służą one naszej nauce i rozwojowi takich cech, jak cierpliwość, wiara, odwaga i pokora. Wszystko, przez co przechodzimy i wszystko, co znosimy, szczególnie jeśli znosimy to cierpliwie, kształtuje nasz charakter, oczyszcza nasze serca, powiększa naszą duszę, czyni nas bardziej wrażliwymi i miłosiernymi oraz bardziej godnymi miana dzieci Bożych […] i to przez smutek i cierpienie, trudy i zmartwienia zyskujemy wiedzę, po jaką przyszliśmy na ten świat” (cyt. w: Spencer W. Kimball, Faith Precedes the Miracle [1972], str. 98).

Zaś ten fragment z pism świętych mówiący o cierpieniu Zbawiciela, które ofiarował On jako nieskończoną i wieczną, zadość czyniącą ofiarę, stał się dla mnie jeszcze bardziej cenny i znaczący:

„Dlatego nakazuję ci, abyś odpokutował — odpokutuj, abym nie smagał cię biczem mych ust i gniewem moim i oburzeniem, a cierpienia twoje będą dotkliwe — nie wiesz nawet jak dotkliwe, nie wiesz, jak przenikliwe, nie wiesz, jak ciężkie do zniesienia.

Bowiem ja, Bóg, cierpiałem je za wszystkich, aby nie cierpieli, jeżeli odpokutują;

Ale jeżeli nie odpokutują, cierpieć będą jako ja sam cierpiałem;

A cierpienia te sprawiły, że nawet ja sam, będąc Bogiem, ponad wszystko, drżałem z bólu, i krwawiłem ze wszystkich porów, i cierpiałem w ciele i duchu — i pragnąłem, abym nie musiał wypić tej czary goryczy, i cofnąć się —

Jednak chwała niech będzie Ojcu, i skosztowałem, i ukończyłem przygotowania dla dzieci ludzkich” (NiP19:15–19).

Zbawiciel nie cofnął się w ogrodzie Getsemane ani na Golgocie.

Starszy Maxwell również się nie cofnął. Ten mężny Apostoł parł naprzód wytrwale i był pobłogosławiony dodatkowym czasem w doczesności, aby mógł kochać, służyć, nauczać i dawać świadectwo. Ostatnie lata jego życia były dopełnieniem jego przykładnego życia jako oddanego sługi — zarówno w słowach, jak i w czynach.

Myślę, że większość z nas oczekiwała, że człowiek z duchowym potencjałem, doświadczeniem i postawą Starszego Maxwella stawi czoła chorobie i śmierci ze zrozumieniem Boskiego planu szczęścia, z powagą i godnością. I tak właśnie się stało. Jednak moim dzisiejszym celem jest podzielić się świadectwem, że takie błogosławieństwa nie są zarezerwowane wyłącznie dla przedstawicieli Władz Naczelnych czy dla kilku wybranych członków Kościoła.

Od czasu mojego powołania do Kworum Dwunastu na miejsce powstałe po śmierci Starszego Maxwella, moje zadania i podróże pozwoliły mi zapoznać się z wiernymi, odważnymi i pełnymi cnót Świętymi w Dniach Ostatnich na całym świecie. Chciałbym opowiedzieć wam o pewnym młodym mężczyźnie i pewnej młodej kobiecie, którzy pobłogosławili moje życie i dzięki którym nauczyłem się ważnej duchowej lekcji o nie cofaniu się i o przyzwoleniu, aby nasza osobista wola „uległa woli Ojca” (Mosjasz 15:7).

Historia jest prawdziwa i jej bohaterowie również, jednakże nie będę używał ich prawdziwych imion. Nazwę tego młodego człowieka John, a młodą kobietę Heather. Za ich pozwoleniem użyję również wybranych myśli z ich osobistych dzienników.

Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie

John jest godnym posiadaczem kapłaństwa i wiernie służył jako pełnoetatowy misjonarz. Po powrocie z misji do domu, spotkał się i poślubił prawą i cudowną młodą kobietę — Heather. W dniu, kiedy zostali zapieczętowani w domu Pana na to życie i na wieczność, John miał 23, a Heather 20 lat. Proszę, pamiętajcie o ich wieku, w miarę rozwoju naszej opowieści.

Około trzy tygodnie po ślubie w świątyni u Johna zdiagnozowano raka kości. Ponieważ odkryto również przerzuty do płuc, prognozy nie były dobre.

John zapisał w swoim dzienniku: „To był najstraszliwszy dzień w moim życiu. Nie tylko, dlatego, ze poinformowano, że mam raka, ale ponieważ byłem świeżo po ślubie i jakoś czułem, że zawiodłem jako mąż. Byłem żywicielem i opiekunem naszej nowej rodziny, a teraz — po trzech tygodniach w tej roli — czułem, że zawiodłem. Wiem, że takie myślenie jest absurdem, ale to jedna z głupich rzeczy, którą sobie wmówiłem w chwili kryzysu”.

Heather zapisała: „To była druzgocząca wiadomość i pamiętam, jak wielce zmieniła nasz sposób postrzegania świata. W szpitalu w poczekalni wypisywałam ślubne podziękowania, czekając na wyniki badań [Johna]. Kiedy dowiedzieliśmy się o raku [Johna], naczynia i sprzęt kuchenny już nie wydawały się tak ważne. To był najgorszy dzień mojego życia, ale pamiętam, że szłam tej nocy spać z wdzięcznością za nasze zapieczętowanie świątynne. Mimo że lekarze dawali [Johnowi] tylko 30 procent szans na przeżycie, wiedziałam, że jeśli zachowamy wiarę, mam 100 procent szans na bycie z nim na wieczność”.

Około miesiąca później John rozpoczął chemioterapię. Tak opisał to, co się stało: „Leczenie sprawiło, że byłem bardziej chory niż kiedykolwiek w moim życiu. Wypadły mi włosy, schudłem około 20 kilogramów i czułem, jakby moje ciało rozpadało się na kawałki. Chemioterapia wpłynęła na mnie również emocjonalnie, mentalnie i duchowo. Przez miesiące chemioterapii życie było huśtawką z górkami, dołkami i wszystkim pomiędzy. Lecz mimo wszystko, [Heather] i ja pielęgnowaliśmy wiarę, że Bóg mnie uzdrowi. Po prostu to wiedzieliśmy”.

Heather zapisała swe myśli i uczucia: „Nie mogłam pozwolić, aby [John] spędzał noce sam w szpitalu, tak więc co noc spałam na małej sofie w jego pokoju. W ciągu dnia odwiedzało nas wielu przyjaciół i krewnych, ale noce były najcięższe. Wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam, jaki plan ma dla nas Ojciec w Niebie. Czasami moje myśli zapędzały się w mroczne zakamarki i strach przed utratą [Johna] prawie mnie obezwładniał. Wiedziałam jednak, że te myśli nie pochodzą od Niebiańskiego Ojca. Coraz częściej modliłam się o otuchę i Pan dał mi siłę, aby iść naprzód”.

Trzy miesiące później John przeszedł operację usunięcia dużego guza z nogi. John stwierdził: „Ten zabieg był dla nas bardzo ważny, ponieważ miano wykonać badania guza, by stwierdzić, na ile pozostał on aktywny, a ile komórek rakowych obumarło. Te analizy miały być dla nas pierwszym wskaźnikiem skuteczności chemioterapii i tego, jak agresywna powinna być terapia w przyszłości”.

Dwa dni przed operacją odwiedziłem Johna i Heather w szpitalu. Rozmawialiśmy o tym, jak spotkałem Johna na jego misji, o jego małżeństwie, raku i ważnych z wiecznej perspektywy lekcjach, których uczymy się poprzez próby w doczesności. Na zakończenie razem spędzonego czasu John zapytał, czy mógłbym udzielić mu błogosławieństwa kapłańskiego. Odpowiedziałem, że z przyjemnością to uczynię, ale najpierw muszę zadać mu pewne pytanie.

Zadałem mu wtedy pytanie, którego nie planowałem zadać i o którym nigdy wcześniej nie myślałem: „[John], czy masz wiarę w to, że nie będziesz uzdrowiony? Jeśli wolą naszego Ojca w Niebie jest, abyś poprzez śmierć w młodym wieku i przeszedł do świata duchów, aby tam dalej służyć, czy masz wiarę, aby przyjąć Jego wolę i nie być uzdrowionym?”.

Szczerze powiedziawszy, sam byłem zaskoczony tymi pytaniami, lecz czułem natchnienie, by zapytać właśnie o te dwie rzeczy. Często w pismach świętych Zbawiciel lub Jego uczniowie korzystali z duchowego daru uzdrawiania (zob. I List do Koryntian 12:9;NiP 35:9; 46:20) i byli świadomi, że osoba musi mieć wiarę, aby została uzdrowiona (zob. Dzieje Apostolskie 14:9; 3 Nefi 17:8; NiP 46:19). Jednak, kiedy John i Heather oraz ja naradzaliśmy się razem i zmagaliśmy z tymi pytaniami, coraz lepiej rozumieliśmy, że jeśli wolą Boga będzie, aby ten dobry, młody mężczyzna został uzdrowiony, błogosławieństwo to zadziała jedynie wtedy, jeśli ta dzielna para będzie miała wcześniej dość wiary, by zaakceptować, że może nie zostać uzdrowiony. Innymi słowy, John i Heather musieli przezwyciężyć, dzięki Zadośćuczynieniu Pana Jezusa Chrystusa, obecną w każdym z nas tendencję „naturalnego człowieka” (Mosjasz 3:19) do niecierpliwego żądania i nieustającego zabiegania o błogosławieństwa, na które naszym zdaniem zasługujemy.

Rozpoznaliśmy zasadę, która ma zastosowanie w przypadku każdego oddanego ucznia: mocna wiara w Zbawiciela jest posłuszną akceptacją Jego woli i Jego ram czasowych w naszym życiu — nawet, jeżeli wynik nie jest taki, jakiego się spodziewamy lub pragniemy. Oczywiście, John i Haether mogli pragnąć, tęsknić i błagać o uzdrowienie z całą swą mocą, umysłem i siłą. Jednak ważniejsze było, aby byli oni „[skłonni] do poddania się wszystkiemu, co Pan uważa za stosowne [im] wyznaczyć, tak jak dziecko poddaje się woli swego ojca” (Mosjasz 3:19). W istocie, powinni być skłonni do złożenia „w ofierze [całej swojej duszy]” (Omni 1:26) i pokornie modlić się: „Ojcze, jeśli chcesz, oddal ten kielich ode mnie; wszakże nie moja, lecz twoja wola niech się stanie” (Ew. Łukasza 22:42).

To, co na początku wydawało się Johnowi, Heather i mi dziwnym pytaniem, stało się częścią wszechobecnego wzorca paradoksów ewangelii. Rozważcie pouczenie Zbawiciela: „Kto stara się zachować życie swoje, straci je, a kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je” (Ew. Mateusza 10:39). Stwierdził On również: „A wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi” (Ew. Mateusza 19:30). Pan radził ponadto Swym uczniom w dniach ostatnich: „I przez słowo twe upadnie wielu wysokich, i słowem twoim wielu niskich będzie wywyższonych” (NiP 112:8). Tak więc, mieć wiarę, aby nie zostać uzdrowionym, zdało się pasować do pełnego mocy wzorca głębokich paradoksów, które wymagają proszenia, poszukiwania i kołatania, abyśmy mogli otrzymać wiedzę i zrozumienie (zob. 3 Nefi 14:7).

Po rozważeniu mojego pytania i rozmowie z żoną, John powiedział mi: „Starszy Bednar, nie chcę umierać. Nie chce opuszczać [Heather]. Ale jeśli wolą Pana jest przenieść mnie do świata duchów, myślę, że mogę się z tym pogodzić”. Moje serce przepełniło uznanie i podziw, ponieważ byłem świadkiem, jak ta młoda para stawiła czoła najtrudniejszemu z duchowych wyzwań — posłusznemu poddaniu własnej woli, woli Boga. Moja wiara została wzmocniona, kiedy patrzyłem, jak ta para pozwoliła, aby ich mocne i zrozumiałe pragnienie „[uległo] woli Ojca” (Mosjasz 15:7).

John opisał swoją reakcję na naszą rozmowę i błogosławieństwo, które otrzymał: „Starszy Bednar podzielił się z nami przemyśleniami Starszego Maxwella, że lepiej jest nie cofnąć się niż przetrwać. Starszy Bednar, zapytał nas wtedy: ‘Wiem, że macie wiarę w uzdrowienie, ale czy macie wiarę, abyś nie został uzdrowionym?’. To było dla mnie obce podejście. Tak naprawdę pytał on, czy mam wiarę, aby zaakceptować wolę Boga, jeśli zdecyduje On, że nie będę uzdrowiony. I czy jeśli nadejdzie dla mnie czas na pójście do świata duchów przez wrota śmierci, będę przygotowany, aby to przyjąć i zaakceptować?”.

John pisał dalej: „Wiara w to, aby nie być uzdrowionym, wydawała się czymś wbrew naturalnym pragnieniom, lecz ta perspektywa zmieniła nasz sposób myślenia i pozwoliła nam w pełni zaufać w plan Ojca dla nas. Nauczyliśmy się, że potrzebujemy wzmacniać wiarę w to, że Pan jest z nami bez względu na to, jakie nastąpi rozwiązanie, a On będzie nas prowadził z miejsca, gdzie teraz jesteśmy, tam, gdzie potrzebujemy się znaleźć. Kiedy się modliliśmy, nasze prośby zmieniły się z ‘Proszę uzdrów mnie’ na ‘Proszę daj mi wiarę, abym przyjął każde rozwiązanie, jakie dla mnie zaplanowałeś’.

Byłem pewny, że skoro Starszy Bednar jest Apostołem, pobłogosławi moje ciało, aby jego części zaczęły właściwie funkcjonować, a ja wyskoczę z łóżka i zacznę tańczyć lub zrobię coś równie spektakularnego! Jednak, kiedy pobłogosławił mnie tego dnia, byłem zaskoczony, że słowa, które wypowiedział, były prawie identyczne do tych, które wypowiedział mój ojciec, mój teść i mój prezydent misji. Zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie jest ważne, czyje ręce są na mej głowie. Moc Boga nie zmienia się i Jego wola zostaje przekazana każdemu z nas przez Jego wyznaczone sługi”.

Heather napisała: „Dla mnie ten dzień przepełniony był różnymi emocjami. Byłam pewna, że Starszy Bednar położy swe ręce na głowie [Johna] i w pełni uleczy go z raka. Wiedziałam, że przez moc kapłaństwa John mógł zostać uzdrowiony i bardzo pragnęłam, aby to nastąpiło. Po tym jak nauczał nas o wierze, aby nie być uzdrowionym, byłam przerażona. Do tego momentu, nie pogodziłam się ze świadomością, że plan Pana mógł oznaczać dla mnie utratę świeżo poślubionego męża Moja wiara zależała od rozwiązania, którego pragnęłam. Jakby to powiedzieć, byłam monotematyczna. Mimo początkowego przerażenia, myśl o wierze, by nie zostać uzdrowionym, ostatecznie uwolniła mnie od obaw. To pozwoliło mi zdobyć pełne zaufanie, że mój Niebiański Ojciec zna mnie lepiej niż ja sama i że On chce tego, co najlepsze dla mnie i dla Johna”.

Błogosławieństwo zostało udzielone, minęły tygodnie, miesiące i lata. Rak Johna cudownie przeszedł w stan remisji. Mógł ukończyć studia na uniwersytecie i zdobyć dobrą pracę. John i Heather dalej rozwijali swój związek i cieszyli się ze wspólnego życia.

Jakiś czas później otrzymałem list od Johna i Heather z informacją, że rak nawrócił. Wznowiono chemioterapię i zaplanowano operację. John wyjaśnił: „Ta wiadomość nie tylko wywołała rozczarowanie u [Heather] i u mnie, wywołała dezorientację. Czy było coś, czego nie nauczyliśmy się za pierwszym razem? Czy Pan oczekiwał czegoś więcej od nas? Dorastając jako Święty w Dniach Ostatnich, chodząc do Kościoła, często słyszałem stwierdzenie: ‘każda próba, którą Bóg nam daje, jest dla naszego pożytku’. Szczerze mówiąc, nie mogłem dostrzec, jaki pożytek miała mi przynieść ta sytuacja!

Tak, więc zacząłem modlić się o jasność i aby Pan pomógł mi zrozumieć, dlaczego ten nawrót raka nastąpił. Pewnego dnia czytając w Nowym Testamencie, otrzymałem swą odpowiedź. Czytałem historię o Chrystusie i Jego Apostołach nad morzem, kiedy nadciągnęła burza. Bojąc się, że łódź zatonie, uczniowie podeszli do Zbawiciela i zapytali: ‘Nauczycielu, nic cię nie obchodzi, że giniemy?’. To właśnie tak się czułem! Nic cię nie obchodzi, że ja mam raka? Nic cię nie obchodzi, że chcemy założyć rodzinę? Lecz kiedy czytałem tę historię, znalazłem swą odpowiedź. Pan spojrzał na nich i powiedział: ‘Gdzież jest wiara wasza?’ i wyciągnął Swą dłoń i uciszył wody.

W tym momencie zapytałem siebie samego: ‘Czy ja naprawdę w to wierzę? Czy naprawdę wierzę, że On uspokoił wody tego dnia? Czy to tylko przyjemna historyjka do przeczytania?’. Odpowiedź brzmi: Wierzę i ponieważ wiem, że uciszył wody, tak samo wiedziałem, że może mnie uzdrowić. Do tego momentu, miałem trudności z pogodzeniem mojej potrzeby wiary w Chrystusa i nieuchronności Jego woli. Widziałem to jako dwie oddzielne rzeczy i czasami czułem, że jedna drugiej zaprzecza. Zadawałem sobie pytanie: ‘Dlaczego powinienem mieć wiarę, jeśli ostatecznie Jego wola zwycięży?’. Po tym doświadczeniu wiedziałem, że posiadanie wiary — przynajmniej w moim położeniu — nie było koniecznie wiedzą, że uzdrowi mnie, ale że On może mnie uzdrowić. Musiałem wierzyć, że On może uzdrowić, a kiedy to się stanie, zależało od Niego.

Kiedy pozwoliłem tym dwóm myślom zaistnieć w moim życiu oraz skupiłem się na wierze w Jezusa Chrystusa i pełnym posłuszeństwie Jego woli, znalazłem większe ukojenie i spokój. Byłem bardzo zdumiony, widząc rękę Pana w naszym życiu. Wszystko poukładało się, nastąpiły cuda, a my bezustannie korzymy się, widząc, jak rozwija się przygotowany dla nas plan Boga”.

Powtórzę dla przypomnienia stwierdzenie Johna: „Kiedy pozwoliłem tym dwóm myślom zaistnieć w moim życiu oraz skupiłem się na wierze w Jezusa Chrystusa i pełnym posłuszeństwie Jego woli, znalazłem większe ukojenie i spokój”.

Prawość i wiara są z pewnością niezbędne do przenoszenia gór — jeśli przenoszenia gór wymagają Boskie cele i jest to zgodne z Jego wolą. Prawość i wiara są z pewnością niezbędne w uzdrawianiu chorych, niesłyszących czy chromych — jeśli uzdrowienia wymagają Boskie cele i jest to zgodne z Jego wolą. Tak więc, nawet mając silną wiarę, wielu gór nie przeniesiemy. Nie wszyscy chorzy i słabi zostaną uzdrowieni. Jeśli wszystkie przeciwności zostaną pokonane, jeśli wszystkie wątpliwości zostaną usunięte, wtedy podstawowe cele planu Ojca mogą zostać udaremnione.

Wiele z lekcji, których musimy nauczyć się w doczesności, możemy otrzymać jedynie poprzez rzeczy, których doświadczamy, a czasami z powodu, których cierpimy. A Bóg oczekuje od nas i ufa, że stawiając czoła z Jego pomocą doczesnym przeciwnościom, będziemy zdolni do nauki tego, czego potrzebujemy się nauczyć i ostatecznie stać się takimi, jakimi mamy stać się w wieczności.

Znaczenie wszystkich rzeczy

Ta historia o Johnie i Heather jest zarówno zwyczajna, jak i nadzwyczajna. Ta młoda para reprezentuje miliony wiernych, dotrzymujących przymierzy Świętych w Dniach Ostatnich na całym świecie, którzy dążą naprzód prostą i wąską ścieżką, mając nieugiętą wiarę w Chrystusa i pełną światła nadzieję. John i Heather nie służyli w ważnych powołaniach przywódczych w Kościele, nie byli krewnymi przedstawiciel Władz Naczelnych i czasami mieli wątpliwości i obawy. W wielu tych aspektach ich historia jest całkiem zwyczajna.

Lecz bracia i siostry, ten młody mężczyzna i ta młoda kobieta zostali pobłogosławieni w nadzwyczajny sposób, aby nauczyć się istotnej dla wieczności lekcji przez zmartwienia i trudności. Musiałem podzielić się z wami tą opowieścią, ponieważ John i Heather, którzy są tacy jak wielu za was, zrozumieli, że nie cofanie się jest ważniejsze niż przetrwanie. Tak, więc, ich doświadczenie nie dotyczyło w głównej mierze życia i umierania; raczej dotyczyło uczenia się, życia i stawania się.

Ta duchowa kombinacja wiary w święte imię Jezusa Chrystusa, pokornego podawania się Jego woli w Jego czasie, dążenia naprzód „gorliwie” (Helaman 15:6) i rozpoznawania Jego ręki we wszystkich sprawach, daje spokój królestwa Boga, który przynosi radość i życie wieczne (zob. NiP 42:61). Kiedy ta para zmierzyła się ze zdającymi się przytłaczać wyzwaniami, wiodła „spokojne życie [...] we wszelkiej pobożności i uczciwości” (I List do Timotuesza 2:2). Szli w spokoju (zob. Moroni 7:4) wśród dzieci ludzkich. „A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, [strzegł ich] serc […] i myśli […] w Chrystusie Jezusie” (List do Filipian 4:7).

Dla wielu z was ich historia była lub może być waszą. Stawiacie, stawialiście lub będziecie stawiać czoła podobnym wyzwaniom w waszym życiu z taką samą odwagą i duchową perspektywą, jaką mieli John i Heather. Nie wiem, dlaczego niektórzy ludzie uczą się lekcji wieczności przez próby i cierpienie — kiedy inni uczą się podobnych lekcji poprzez ratowanie i uzdrawianie. Nie znam wszystkich powodów, wszystkich celów i nie wiem wszystkiego o czasie Pana. Razem z Nefim, wy i ja możemy powiedzieć, że „jednak nie pojmuję znaczenia wszystkiego” (1 Nefi 11:17).

Ale niektóre rzeczy znam bardzo dobrze. Wiem, że jesteśmy duchowymi synami i córkami kochającego Niebiańskiego Ojca. Wiem, że Wieczny Ojciec jest autorem planu szczęścia. Wiem, że Jezus Chrystus jest naszym Zbawicielem i Odkupicielem. Wiem, że Jezus przez Swe nieskończone i wieczne Zadośćuczynienie nadał sens planowi Ojca. Wiem, że Pan, który był „bity, uderzany i szarpany za nas” („Jesus of Nazareth, Savior and King”, Hymns, nr 181), może wspomóc i wzmocnić „[swoich] w ich słabościach” (Alma 7:12). Wiem, że jednym z największych błogosławieństw doczesności jest nie cofać się i pozwolić, aby nasza własna wola „uległa woli Ojca” (Mosjasz 15:7).

Mimo że nie wiem wszystkiego o tym, jak, kiedy, gdzie i dlaczego błogosławieństwa przychodzą, wiem i świadczę, że one są rzeczywiste. Świadczę, że te wszystkie rzeczy są prawdą — i że wiemy dość poprzez moc Ducha Świętego, aby składać pewne świadectwo o ich boskości, realności i skuteczności. Moi umiłowani bracia i siostry, przywołuję na was błogosławieństwo: abyście, kiedy dążycie naprzód w waszym życiu, z silną wiarą w Chrystusa, mieli zdolność, aby się nie cofać. Składam to świadectwo i przywołuje to błogosławieństwo w święte imię Pana, Jezusa Chrystusa, amen.

© 2013 by Intellectual Reserve, Inc. Wszelkie prawa zastrzeżone. Zatwierdzenie wersji angielskiej: 8/12. Zatwierdzenie do tłumaczenia: 8/12. Tłumaczenie z: That We Might “Not … Shrink”. Polish. PD50045417 166